Kryzys laktacyjny

kryzys laktacyjny

Kryzys laktacyjny może dotknąć nas na każdym etapie karmienia piersią. Czy wiesz, że według danych Głównego Urzędu Statystycznego w Polce 99,4% kobiet po porodzie rozpoczyna karmienie piersią, ale po 6 tygodniach karmi już tylko połowa?

 

Dlatego każdy jeden dzień karmienia piersią to nasze ogromne zwycięstwo. Większość z nas w końcu poddaje się w walce o karmienie przede wszystkim dlatego, że nie ma dostępu do odpowiedniej wiedzy, do wsparcia, do pomocy czy po prostu ciepłego słowa, a wręcz musi walczyć z bliskimi osobami, które młodej, niepewnej siebie w nowej roli mamie powtarzają, że ma „słabe mleko”, że „dziecko jest głodne” i „traktuje Cię jak smoczek” (swoją drogą, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, co było pierwsze: pierś czy smoczek? A może po prostu Dziecko traktuje smoczek jak Ciebie?).

 

O kryzysie laktacyjnym jako rozpoczęciu drogi mlecznej słyszałam od zawsze i byłam na niego przygotowana. Natomiast brak pokarmu po kilku tygodniach karmienia zupełnie mnie zaskoczył. 

 

Czym jest kryzys laktacyjny?

Zazwyczaj o kryzysie laktacyjnym mówimy wtedy, gdy jako mamy czujemy, że nie jesteśmy w stanie w pełni zaspokoić potrzeb na mleko u naszego dziecka.

Z kryzysem laktacyjnym możemy spotkać się zarówno na samym początku naszej drogi mlecznej (spotkałam się z tym za każdym razem po porodzie), a także później.

 

Kryzys laktacyjny po raz pierwszy

W zasadzie można powiedzieć, że nasza mleczna droga od kryzysu się zaczęła. Trzy i pół roku temu Mikołaj przyszedł na świat  przez cesarskie cięcie, nieco przed czasem, a razem z nim przyszło tylko kilka kropel pokarmu. Nie miałam wtedy w szpitalu odpowiedniego wsparcia, także od personelu. Na szczęście miałam doświadczoną w temacie Siostrę, która przekonywała mnie, że podobno tylko 5% kobiet na świecie nie udaje się rozkręcić laktacji (o ile bardzo próbują) i ja na pewno do nich nie należę, więc jeśli tylko odpowiednio się postaram, to będę karmić.

 

Wspomniane wsparcie od szpitala polegało na… podawaniu Dziecku mleka modyfikowanego . Równolegle jednak walczyłam o każdą kroplę pokarmu. Bardzo żałowałam, że nie wzięłam ze sobą do szpitala ani laktatora, ani żadnego napoju wspierającego laktację. Oczywiście – te wszystkie rzeczy można było dowieźć mi później, ale ja traciłam w tym czasie cenne siły i czas, w którym mogłam już wspierać produkcję mleka, a nie bezczynnie czekać, co pogłębiało moją frustrację.

 

Szczęśliwie otrzymałam od Wojtka laktator, a od Siostry instrukcję działania, czyli pompować najrzadziej co 3 godziny metodą 7-5-3, która to polegała na:

 

  • przystawieniu Maluszka do piersi na maksymalnie długi czas, a następnie na
  • przystawieniu do prawej piersi laktatora na 7 minut i pompowaniu
  • przystawieniu do lewej piersi laktatorana 7 minut i pompowaniu
  • przystawieniu do prawej piersi laktatora na 5 minut i pompowaniu
  • przystawieniu do lewej piersi laktatora na 5 minut i pompowaniu
  • przystawieniu do prawej piersi laktatora na 3 minuty i pompowaniu
  • przystawieniu do lewej piersi laktatora na 3 minuty i pompowaniu
  • powtórzeniu wszystkiego po 3 godzinach, które liczymy od rozpoczęcia serii
  • pompowania, a więc po niecałych 2 i pół godziny.

 

Wiesz, co załamywało mnie najbardziej? To, że z tego pompowania nie wynikało nic oprócz mojej frustracji i wycieńczenia, bo poza opieką nad noworodkiem miałam wrażenie, że cały pozostały czas tylko pompuję, a co najgorsze, w laktatorze nie pojawia się ani jedna kropla mleka. Natomiast jest to jak najbardziej w porządku – laktator pełni tutaj funkcję stymulującą piersi do produkcji mleka.

 

Dopiero na drugi dzień pompowania zaczęły pojawiać się pierwsze krople pokarmu i było to dosłownie tylko kilka kropelek, których nawet nie udało się z butelki wydobyć, aby podać Maluszkowi. Gdyby nie wsparcie najbliższej mi Siostry i jej wiara we mnie, nie wiem, czy miałabym siłę tak walczyć. Niespodziewanie jednak w 3 dniu pojawił się w końcu upragniony pokarm – zauważyłam, że nagle Maluszek podczas przystawiania zaczął połykać! Pojawił się pokarm, którego, gdybym tylko pracowała z laktatorem, mogłaby nie zauważyć, gdyż początkowo – o dziwo – nie udawał się odciągnąć laktatorem, ale Maluszek radził sobie z tym zadaniem wyśmienicie.

 

Kryzys laktacyjny po porodzie po raz drugi

Idąc do porodu po raz drugi, byłam o wiele lepiej przygotowana. Wiedziałam już na przykład, ile mililitrów pokarmu dziecko potrzebuje w pierwszych dobach po urodzeniu, oraz że dokarmianie sztucznym mlekiem w pierwszej dobie jest niewskazane (potwierdził to neonatolog na oddziale, gdy położna nalegała na dokarmianie 18 godzin po narodzinach). Nie ulegałam już tak namowom na dokarmianie Dziecka, na co pozwalała mi moja wiara w siebie, która – jestem pewna – wzrasta z każdym kolejnym dzieckiem. Zabrałam ze sobą laktator i pompowałam w każdej wolnej chwili, aby pomóc sobie w produkcji mleka po kolejnym cesarskim cięciu.

 

Nawał pokarmu

Gdy kilka dni po porodzie występował u mnie nawał pokarmu, za każdym razem czułam się niezwykle spokojna o naszą mleczną przyszłość. Zaskoczeniem było dla mnie to, że jakieś 3 tygodnie później piersi przestały przepełniać się mlekiem i jakby „produkować go na zapas”.  Mój organizm nauczył się odpowiadać szybciej na potrzeby mleczne Dziecka i nie musiał już magazynować takich ilości mleka, potrafiąc produkować je niemal w locie. Gdy laktacja się ustabilizuje, nasze piersi znów mogą być miękkie, a nawet wydawać się puste i wcale nie oznacza to, że pokarmu mamy zbyt mało, ani tym bardziej, że pokarm nam zanika.

 

Kryzys laktacyjny po raz drugi

Pierwszy po tym okołoporodowy kryzys laktacyjny dotknął mnie, gdy Maks miał jakieś niecałe 3 miesiące. Coraz więcej czasu spędzał tylko na piersi, a karmienie kończyło się jego zdenerwowaniem i płaczem. Odstępy pomiędzy karmieniami skracały się z 2 godzin do czasami kilkunastu minut, a po karmieniu Maks nie zasypiał spokojnie. Co więcej, karmienia coraz częściej kończyły się  jego ogromną frustracją.

 

Nietrudno było mi więc zauważyć, że mleka mam za mało. Co więcej, ta sytuacja zaczęła się powtarzać, szczególnie występowała w sytuacjach stresowych lub po chwilach rozłąki z Dzieckiem, gdy na przykład zostawiałam je na kilka godzin z Babcią, a sama musiałam załatwić jakieś sprawy lub… po całym dniu zdałam sobie sprawę, że pochłonięta obowiązkami niewiele zjadłam, a przede wszystkim niemal nic nie wypiłam.

 

Moje sposoby na kryzys laktacyjny

 

1. Czas tylko dla Dziecka

Gdy nadchodzi kryzys laktacyjny staram się wygospodarować 24-48 godzin niemal tylko dla Maksia.

Staram się wieść miłe, domowe życie. Wszystkie obowiązki odkładam na bok i staram się nie spuszczać Malucha z oka. Odpowiadam w mig na każdą jego potrzebę karmienia. Przytulam go, ile tylko mogę, noszę w chuście, pozwalam mu spać na rękach, aby jak najdłużej utrzymywać kontakt ciało do ciała, czy nawet skóra do skóry.

 

Zamiast gotować, potrafię zamawiać jedzenie, a jeśli tylko jest taka możliwość, zastępuje mnie we wszystkich moich obowiązkach Wojtek.

 

2. Relaks

Maksymalnie staram się w czasie kryzysu odprężyć. Nie myśleć o niczym, tylko o dzieciach. Całymi dniami bawić się, tulić i być ze sobą.

 

3. Karmienie = szklanka wody

Już wielokrotnie zauważyłam, że gdy pochłania mnie jakieś zajęcie, zapominam o przyjmowaniu odpowiedniej ilości płynów, a to jeden z pierwszych kroków do zmniejszenia podaży pokarmu. U mnie idzie to jeszcze w parze z bardzo intensywnym i specyficznym bólem głowy. Dlatego zawsze, a szczególnie w kryzysie, staram się trzymać zasady, że podczas każdego karmienia muszę wypić przynajmniej szklankę wody.

 

4. Wsparcie laktatora

W czasie kryzysu, czasami kończę karmienie starą, dobrą metodą pompowania 7-5-3, choć zwykle w skróconej wersji 5-3-2 – tą samą, którą stosowałam w szpitalu po porodzie. Staram się nie dokarmiać Maksia… dopóki nam obojgu starcza sił. Przyznaję, że w sytuacji bardzo kryzysowej zdarzyło mi się dokarmić Maksa moim odciągniętym wcześniej mlekiem, a także mieszanką, ale zawsze, ale to zawsze połączyłam dokarmienie z metodą 7-5-3. Staram się nie dopuszczać do sytuacji, w której w czasie kryzysu sztucznie zwiększam podaż mleka do Dziecka, nie stymulując jednocześnie piersi do zwiększenia produkcji mleka – wysyłam informację, że: Halo! Mamy za mało mleka! Zwiększamy produkcję! Jest to szczególnie ważne przez pierwszych 6 miesięcy życia Dziecka, a bezwzględnie ważne przez pierwszych 6 tygodni, gdy cała laktacja nam się kształtuje.

 

5. Słód jęczmienny

Oprócz picia wody, sięgam także po dodatkowe wsparcie, często nie czekając na kryzys, tylko gdy już czuję, że mam „słabszy” dzień, a Maks je częściej i krócej niż zwykle. Sięgam wtedy po szklankę ciepłego mleka (osobiście wybieram ryżowe lub owsiane z uwagi na alergię Maksia na białko mleka krowiego) z suplementem zawierającym słód jęczmienny. W czasie kryzysu codziennie rano wypijam jedną porcję, a wieczorem drugą.

 

Do niedawna produkty do wspierania laktacji kojarzyły mi się tylko z herbatkami ziołowymi, więc przyznaję, że słód jęczmienny nieco mnie zaskoczył. Znalazłam więc wyniki badań:

 

Przebadano 128 zdrowych matek, które cierpiały na rzeczywisty niedobór pokarmu.

Każda z nich oprócz porady otrzymała zalecenie suplementacji produktem ze słodem jęczmiennym 2x dziennie.

Po 14 dniach u 93% kobiet uzyskano poprawę laktacji, na którą składało się:

  • wydłużenie czasu miarowego połykania u 91% dzieci,
  • wzrost ilości odciąganego pokarmu o 240%,
  • podaż mieszanki mlekozastępczej zredukowano ponad dwukrotnie.

 

Wniosek z tego badania może być tylko jeden: podaż słodu jęczmiennego wspomaga walkę z problemem z niewystarczającą ilością pokarmu.

[źródło: dr n. med. M. Nehring-Gugulska, dr n. przyr. M. Kucia, dr n. med. E. Wietrak, Stymulacja laktacji z wykorzystaniem słodu jęczmiennego a parametry wzrostowe dziecka w przypadku kryzysu laktacyjnego]

 

Na rynku jest dostępnych kilka produktów zawierających słód jęczmienny, natomiast ja po analizie ich składów wybrałam Prolaktan od Prenalenu. Prócz ekstraktu z prażonego jęczmienia i żyta (które zgodnie z wynikami badań zwiększają ilość pokarmu), zawiera rutwicę lekarską (działa mlekopędnie) i pokrzywę (oczyszcza, wzmacnia i dostarcza wiele witamin i minerałów), ale zawiera również tryptofan w postaci ekstraktu z pestek dyni oraz witaminę D, B1, B6, B12, niacynę i biotynę, które zapewniają 100% dziennego zapotrzebowania już w 1 saszetce.

 

Tryptofan to niezbędny do prawidłowego funkcjonowania organizmu aminokwas, który ponieważ nie może być syntezowany w organizmie, powinien być dostarczany z pożywieniem. Dlaczego jest tak ważny? Ponieważ jest prekursorem serotoniny (neuroprzekaźnika regulującego m.in. nastrój i pracę naszego układu pokarmowego, sercowo-naczyniowego i moczowego), z kolei pochodną serotoniny jest melatonina. Melatonina, jak wiemy, podnosi odporność i wpływa na regulację snu, co w znacznym stopniu przyczynia się do właściwej laktacji. Nieprawidłowe żywienie i stres mogą doprowadzić do niedoborów tryptofanu, co może spowodować zaburzenia nastroju, a nawet depresję.

 

Najwięcej tego ważnego aminokwasu znajduje się właśnie w pestkach dyni, słonecznika, nasionach sezamu, siemienia lnianego, orzechów, płatków owsianych, kakao i brokułach. Jest on łatwo wchłaniany z przewodu pokarmowego.

 

Prolaktan ma lekko bananowy smak, miesza się go z jogurtem lub mlekiem (także roślinnym).

Dla mnie to nie tylko wsparcie laktacji, ale także cenne wsparcie dla mojej diety jako matki karmiącej.

 

Główne przyczyny kryzysu laktacyjnego

Aby nie doprowadzać do kryzysu, warto poznać jego główne przyczyny, a są to:

 

  • zbyt rzadkie lub zbyt krótkie przystawianie dziecka do piersi – u naszych dzieci zapotrzebowanie na pokarm mamy naturalnie wzrasta, tak jak ich wiek, waga i stopień aktywności, a dzieci naturalnie sygnalizują to częstszym i dłuższym ssaniem piersi, a więc tak zwane „wiszenie na piersi” to nic innego jak zapobieganie kryzysowi laktacyjnemu; pamietaj, że wiele dzieci karmionych piersią wymaga bardzo częstych karmień po południu i wieczorem, co wcale nie musi oznaczać, że pokarmu jest za mało,
  • dokarmianie i pojenie dziecka – dziecko karmione piersią nie wymaga picia wody ani herbatki, gdyby tak było, z jednej piersi leciałoby nam mleko, a z drugiej herbatka – natura wie najlepiej, co jest nam potrzebne; skład Twojego mleka zmienia się z godziny na godzinę, dlatego też czasami z Twojej piersi płynie mleko o konsystencji zbliżonej do wody – dziecku też chce się pić,
  • błędne wrażenie, że sztucznym mlekiem dziecko się najada (często dłużej śpi, rzadziej je), więc Twoje mleko jest zapewne zbyt mało odżywcze i kaloryczne – prawda jest natomiast zupełnie inna – po prostu Twój pokarm jest naturalny i zdrowszy, przez co jest trawiony łatwiej i szybciej niż sztuczna mieszanka,
  • nieefektywne ssanie, złe przystawianie się dziecka do piersi,
  • niepokój i stres, które blokują odruchu samoistnego wypływu pokarmu,
  • stosowanie osłonek do karmienia.
    [źródło: Żukowska-Rubik M. Karmienie piersią: technika, zasady i najczęstsze błędy. Standardy Medyczne. Pediatria 2010;7:655-664]

 

A jakie Ty masz doświadczenia z kryzysem laktacyjnym?

A może właśnie szukasz wsparcia?

Chcesz być z nami na bieżąco?
Dołącz do nas na Facebooku i Instagramie.

29 komentarzy
Zostaw komentarz:

  • Ania
    Odpowiedz
    26.06.2018

    Bardzo dobry tekst. Ja to, że karmiłam piersią zawdzięczam położnej ze szkoły rodzenia, która dokładnie wytłumaczyła, że do wszystkiego trzeba spokoju i nie zniechęcać się od razu 🙂 Bo po porodzie Mała „przyssała” się ładnie do piersi, ale już po paru godzinach nie chciała chwycić. Tutaj nie popisała się moja mama, która próbowała na siłę mi ją przystawić… „bo jej dzieci od razu łapały, na pewno robisz to źle”… no bywa. Ale też w szpitalu zamiast mi pomóc spytali tylko, czy chcę podać mleko modyfikowane… Podziękowałam serdecznie, pogoniłam mamę do domu i kiedy już zostałam sama z Małą co jakiś czas na spokojnie przystawiałam ją do piersi i… w końcu zaskoczyła 🙂 Pokarmu miałam pod dostatkiem, Mała rosła i nabierała sił 🙂 Niestety po 3 miesiącu pokarm jakby zaczął mi zanikać, stres wygrał (mój mąż stwierdził, że to nie dla niego i jak Mała miała miesiąc odszedł od nas…), i tak cieszę się, że tyle udało mi się karmić. Teraz Mała ma pół roku i do piersi przytula się tylko w nocy, i co najlepsze pokarm jeszcze jest 🙂 w dzień wspomagam się laktatorem i jakoś dajemy radę 🙂

  • Ola
    Odpowiedz
    22.06.2018

    Niestety mam płaskie brodawki, które po karmieniu w nakładach wracają do dawnego układu także bez nich nie dajemy rady. Jak na razie mały chętnie je, śpi bardzo ładnie tylko największy problem mamy z ulewaniem ponieważ za kazym razem po jedzeniu coś wraca na zewnątrz mimo iż odbija się ładnie 🙁 może masz jakiś sposób na takie ulewanie ?

    • Agnes Pijacka
      25.06.2018

      Olu, też miałam taki problem z brodawkami 🙁 W szpitalu położna poleciła mi nakładki żeby pomóc Malutkiej łapać. Teraz karmie od ponad miesiąca bez i jest mi o niebo lepiej. Brodawki się wyrobily i doskonale sobie radzą z moim łakomczuszkiem (i na odwrót) 😉 Ulewa jak się przeje, to naturalne jeśli trochę się ulewa po jedzeniu. Jeśli Twój Maluszek będzie ulewać ekstremalnie dużo za każdym razem warto poszukać pomocy. A co do odbijania to na początku wcale jej się nie odbijało, dopiero od niedawna to robi, a kilka dni temu skończyła dwa miesiące 😉 Pozdrawiam ciepło

    • Agnes Pijacka
      25.06.2018

      A co do samych nakładek to Mała dużo pokarmu puszczała po policzku i najadała się więcej powietrza niż mleka. Bez nakładek trochę się męczyłam na początku i bolało, ale WARTO ❤

  • Bianka Śmiałek
    Odpowiedz
    22.05.2018

    Witam Ciebie Agnieszko 🙂 Od jakiegoś czasu czytam Twojego bloga, zwłaszcza teraz gdy na początku sierpnia sama zostanę mamą 🙂 Bardzo chcę karmić piersią i dlatego staram sie czytać jak najwięcej i mocno wierzę, że mi sie uda 🙂 Uwielbiam swoją teściowa, ale jak słyszę te teksty, że jej córce się nie udało, ze musze kupic butelki, zapas mm i generalnie być nastawiona, że nie będę karmić to wybucham śmiechem 😀 Juz pomijam fakt, że moja szwagierka do tej pory ma żal do swojej mamy o to, że gdy po CC miała problem z laktacją i szukała wsparcia to mama krzycząc na nią podjezdzala z butelką do małej, żeby jej juz nie denerwowala, że ma dac sobie spokoj i tyle bylo z karmienia piersią. Na szczęście mam niesamowite wsparcie w mężu, który juz zapowiedział, że na początku nikogo nie wpuści do domu (zresztą ja sama tego nie chcę, a on bierze 3 tygodnie urlopu), żebym mogła odpocząć po porodzie, ogarnąć sobie wszystko na spokojnie z maleńką, żeby nikt mi nie stał nad głową, a jakby co to zadzwoni po doradczynie, zeby mi pomoc <3 Dlatego tym bardziej wierzę, że nam się uda 🙂

    Cieszę się, że udało Wam się pokonać kryzys, wszystkiego dobrego z okazji rocznicy slubu i pięknych chwil w Toskanii 🙂

    Pozdrawiam
    Agnieszka

  • Anna
    Odpowiedz
    24.03.2018

    A u nas karmienie przebiega dobrze bo Antek ładnie i bardzo chętnie ssie. Do tego pięknie przybiera na wadze. Karmimy się już od 3 miesięcy ale mamy inny problem. Mały ma skaze białkowa. Lekarz pediatra zalecił odstawienie wszystkiego co krowie i mówił też, żebym zrezygnowała z jajek. Zmieniłam zwykłe mleko na mleko ryżowe, robiąc zakupy czytam wszystkie etykiety. Niby wygląd skóry na buzi i pod szyją (bo tam ma wysypke) się poprawił ale nadal cały czas nie jest Taka, jaka powinna być. Wybieram się do dermatologa na wizytę, ale strasznie się boję, że będę musiała odstawić Małego od piersi. Pediatra mówił, że jeśli nie będzie poprawy to trzeba będzie przerzucić się na mleko modyfikowane. Chodzę i płaczę, bo już nie wiem co jeść, żeby było dobrze.

    • Marta Śliwińska
      24.03.2018

      U nas też jest wysypka, każdy lekarz inaczej mówi 🙂 jeden, że to skaza, drugi – podrażnienia, położna- trądzik niemowlęcy:) martwi mnie to, że każdy ma inne zdanie. Czekam więc, aż Mały skończy 100 dni o jak wysypka nadal będzie to wtedy wybiorę się do specjalisty. Wg mnie to właśnie trądzik niemowlęcy, który powinien wtedy ustąpić, o ponieważ zauważyłam, że jak jest chłódniej to ma mniej wyprysków. Dostałam nawet Maść sterydową, ale jak przeczytałam żeby nie używać u dzieci poniżej roku to nie otwieram:) a u Pani jak wygląda ta wysypka? Pozdrawiam

    • Anna
      24.03.2018

      No właśnie też blednie jak jest spokojny, czy jak jest chłodno. Jak się złości to robi się widoczna. Położna też twierdziła, że to trądzik, A pediatra, że skaza. Antek ma prawie 3 msc(pisałam wyżej że karmimy się od 3 miesięcy ale jeszcze nie ma skończone) to może rzeczywiście trzeba jeszcze trochę poczekać ?

    • 24.03.2018

      Przykro mi to pisać, ale z moimi dzisiejszymi doświadczeniami zmieniłabym na Twoim miejscu pediatrę. Bedę dodawać na blogu linki do badań, że alergii mm nie wyleczy, a mleko Mamy z przecieciałami może. Najbardziej i każdego dnia żałuję, że dałam się przy Mikołaju namówić pediatrze na odstawienie kp i na mm. Wierzyłam, że robię dobrze. Nic gorszego zrobić nie mogłam. Poszedł marsz alergiczny, krtań, oskrzela… teraz się nie dałam i wychodzimy z alergii. Czytałam mnóstwo badań, że alergia mniej szkodzi niż mleko krowie, a mm dla alergików to mleko krowie. Dluga historia, 8 miesięczy nauki mojej i praktyki pod okiem lekarzy. Dziś Maks ma 8m i już mogę jeść mleko pieczone – nie ma objawów alergii <3

  • Elwira Władyczak
    Odpowiedz
    23.03.2018

    Moja przygoda z karmieniem piersią trwa już 3 miesiace. Ale wcale nie jest to takie uczucie jak wszyscy opisują cudowną bliskość itp. Mojemu karmieniu ciągle towarzyszy stres że malutka za mało je że za krótko ssie , że co chwilę odrywa glowe od piersi,przez krótki okres czasu wyraźnie polyka, chce jeść co chwilę średnio co godzinę, półtorej… Ciągle się boję że za mało zjada . To moje pierwsze dziecko i nie wiem czy jeśli ona je ok 6-7 min to jest w stanie sie najeść …. jest to bardzo dla mnie męczące….

  • Marta
    Odpowiedz
    20.03.2018

    My jesteśmy dopiero na początku tej drogi. Synek ma 7tyg a już mamy za sobą nawał pokarmu, kryzys i zapalenie piersi…od pierwszych dni miałam problemy z dostawieniem małego do piersi co przyczynilo się do poranionych brodawek. Były tak zmasakrowane że każde karmienie to stres, ból i łzy. Pomogły nam konsultacje z polożna laktacyjna. Dalismy radę 😉 cały czas karmie, synek jak widac po wadze najada się aż nadto, mleka mam jak dla dwojki dzieci. Nie myslalam że będę aż tak walczyć o to karmienie. Miesiąc karmienia w ogromnym bólu ale teraz najgorsze mamy za sobą. Warto było przetrwać te najgorsze chwilę. Teraz karmienie to sama przyjemność. Mam nadzieję że jeszcze wiele miesięcy karmienia przed nami 🙂

  • 05.03.2018

    No to życzę Wam powodzenia – z Twoją determinacją nie może być inaczej 🙂

  • 28.02.2018

    Madziu, ale jesteś dzielna! Zawsze mówię, że karmienie piersią inaczej to przeogromne poświęcenie! Podobno własnie niektórym Mamom laktacja jest a granicy kryzysu z powodu za mniejszy kontakt z Dzieckiem, mi położna zalecała każdorazową próbę przystawienia do piersi nawet na sekundę czy dwie przed odciągnięciem pokarmu, aby poszedł impuls do mózgu. A jakie herbatki próbowałaś? Bo te granulowane to często sam cukier, więc lepsze tylko ziołowe, a na mnie świetnie działa właśnie Prolaktan na bazie słodu jęczmiennego, próbowałaś już może?

  • 27.02.2018

    Ale Ci się udało za pierwszym razem! W ogóle sobie takiego szczęścia nie mogę wyobrazić 🙂 Pięknie Wam to idzie, znów już 12 miesięcy 🙂 Życzę sobie takich pięknych wyników 🙂 Dziś Maksio ma 7 miesięcy i w ogóle nie wyobrażam sobie, że mogłabym go już nie karmić, tai malusi mi się wydaje 🙂

  • 27.02.2018

    To jest największa trudność jaką napotkałam, mam wrażenie, że wszystko inne mogę przetrwać, ale te komentarze, choć czasami zupełnie idiotyczne, potrafią najbardziej podciąć skrzydła. Czasami człowiek ma ochotę się poddać, aby w końcu usłyszeć, że coś robi dobrze. Dlatego przy Drugim Dziecku gości miałam już odwagę powiedzieć, że gości początkowo nie przyjmuję, a zaczęłam dopiero, gdy unormowała mi się laktacja i… pewność siebie.

  • Katja
    Odpowiedz
    26.02.2018

    Czytając o tym, że używając często laktatora na początku swojej i synka drogi mlecznej wydawało Ci się że to trwa wieczność wspominam sobie moje miesiące… Bardzo chciałam karmić piersią ale niestety nie przygotowałam się na to, w szpitalu spotkałam się z PRLskim podejściem, zastraszaniem i wyśmiewaniem się z młodej mamy na każdym kroku, dokarmianiem dziecka gdy było pod lampa, a co gorsze! przez pół dnia po porodzie naturalnym dziecku sączyły się jeszcze wody z buzi i nie było chętne do jedzenia, nikt tego z personelu nie zobaczył, chyba dopiero po 6-7 godzinach pielęgniarka jak wpadła to się zreflektowała i 'wystukala’ z niego ta wode, wtedy zaczal chwytać piers ale czy wczesniej wypil siare… tego nie wiem 🙁 w 1 dniu w domu po tym całym horrorze szpitalnym miałam mnóstwo gości i czułam się skrępowana faktem wyciągania piersi przy wszystkich, wychodziłam do sypialni ale zdarzało sie ze moje szwagierki czy tesciowa stały nade mną i obserwowały czy daję radę i dlaczego to dziecko tak sie denerwuje… 🙁 Na drugi dzień miałam już zastój, gorączka, dreszcze, dziecko nie chciało chwtyać twardej piersi, kolejny koszmar. Nie miałam laktatora, pamiętam że całą noc ręcznie ściągałam mleko do jakiejś butli ktorą dostaliśmy w gratisie.. po tym wszystkim mąż kupil laktator i tak ściągałam 6 godzin około dziennie mleko, dziecko spało – ja przy laktatorze, obudziło się, zjadło – ja musiałam go odłożyć i dalej pompować. Po miesiącu zaprosiłam konsultantkę laktacyjną ale niestety było już za późno na zmiany. Szczerze to nie wiem jak ja to przezyłam te kolejne 6 miesięcy! Nadal słyszę nocne buczenie laktatora w nocy, tak bardzo chciałam żeby moj synek miał moje mleko że nigdy go nie dokarmiłam mieszanką, zawsze mleka było w bród 🙂 Byłam na tyle mleczna i konsekwentna w pompowaniu ze miałam nadwyżki mleka – oddałam nawet mrożonki mamie która dawała swojej chorującej na rzadką chorobę córce. Podziwiam każdą mamę której udało się karmić dziecko piersią ale najbardziej chylę czoła kobietom które spędzają każda wolna chwilę na odciąganiu pokarmu laktatorem (nie zawsze same zawalą to połączenie pierś-dziecko, czasem rodzi się wcześniak albo dziecko z rozszczepem podniebienia i nie ma wyboru) Pozdrawiam każdą mamę karmiącą piersia i mamy karmiące piersią inaczej 🙂

    • 27.02.2018

      Katja, ale piękna historia! Zawsze powtarzam, że karmienie piersią inaczej to najtrudniejszy rodzaj karmienia. Czapki z głów! Bo tak jak mówisz, czasu na odpoczynek, na cokolwiek masz tyle razy mniej! Bo i odciągasz i karmisz i myjesz, sterylizujesz, podgrzewasz! Niesamowite, ale jesteś dzielna!

  • Helena
    Odpowiedz
    26.02.2018

    Brawo Agnieszko! Jak zawsze świetny, merytoryczny tekst. Mamy już 10 tygodni i za nami jeden kryzys-daliśmy radę i nadal karmimy piersią. Nie zawsze jest lekko i nieraz mam głowę pełną obaw, czy nasz Maluszek się najada, bo ssie krótko, ale bardzo łapczywie. Nie słucham jednak „życzliwych”, a siebie i wychodzę z założenia, że skoro moczy często pieluszki i ładnie przybiera na wadze, to wszystko jest ok.

    • 27.02.2018

      Dziękuję! I brawa dla Was! 10 tygodni to już bardzo, bardzo długi czas, świetnie to sobie wszystko tłumaczysz, oby tak dalej <3 Czasami tak trudno uwierzyć nam swojej intuicji.

  • 23.02.2018

    Witaj! Jestem dopiero na początku ciąży, ale od zawsze chciałam karmić piersią, więc już teraz dużo o tym czytam i się dowiaduję. Większość moich koleżanek mówi ,, nie miałam pokarmu, dziecko ciągle płakało- bo było głodne itd .” Już wiem, że nie będę miała co liczyć na wsparcie od nich. I tego się boję najbardziej 🙁

    • 27.02.2018

      Super! Ogromni zwiększasz swoje szanse na sukces! Trzeba zamknąć głowę na te komentarze, polecam książkę „Po prostu piersią” i „Droga mleczna” – ta druga super podnosi na duchu w najtrudniejszych chwilach i obala mnóstwo mitów, daje super argumenty do dyskusji z Teściową 😉

  • Katarzyna Boroń Maciej Łyczywe
    Odpowiedz
    23.02.2018

    Świetny artykuł! U nas też jest problem z karmieniem. Mała ma ponad 3 miesiące i zazwyczaj przy karmieniu marudzi, puszcza pierś i płacze. Jak wstanę i chodzę po domu to jest pije ładnie. Czasem mleko aż mi tryska z piersi, ale nawet jak nie leci samoistnie mała często marudzi 🙁 w nocy nie ma tego problemu. Chyba, że też mi dużo leci to jest. Czasem nie wiem co mam robić już. Chcę karmić jak najdłużej, ale jest to ciężkie dla mnie 🙁

    • Ania
      26.02.2018

      Mialam ten sam problem tzn mam chyba do tej pory ale juz mniej.Ja radze sobie tak ze jednego dnia karmie tylko jedna piersia a z drugiej odciagam tylko tyle zeby nie bolala. Na miekkiej piersi corcia jest spokojniejsza…hehe ale do chodzenia i karmienia tak sie przyzwyczaila ze nadal inaczej nie zje. W nocy za to jest idealnie.Dasz rade nie poddawaj się

    • Katarzyna Boroń Maciej Łyczywe
      27.02.2018

      Dziękuję 🙂 już myślałam,że tylko ja tak robię.. Nie raz słyszałam „po co z nią chodzisz? Przyzwyczaisz ją tylko!”.
      Jeszcze raz dziękuję, podniosłaś mnie na duchu!

    • 27.02.2018

      Dokładnie w tym wieku miałam ten sam problem! Zaczęło się jakoś około 6-8 tygodni i trwało kilka tygodni – i też karmiłam nosząc 🙂
      Bardzo pomagało też odwrócenie uwagi Dziecka zupełnie od karmienia, bo w tym ogromnym płaczu Maluch odginał się do tyłu i szanse na karmienie spadały. I wtedy kolejna próba przystawienia. Natomiast ja też konsultowałam się z położną laktacyjną, bo już czasami odciągałam troszkę pokarmu przed karmieniem. Położna zaleciła dalszą obserwację i rozważała nawet zioła na zmniejszenie ilości mleka, ale ostatecznie nie było nam to potrzebne, wszystko się samo uspokoiło 🙂

  • Weronika
    Odpowiedz
    23.02.2018

    Dziękuję Ci za ten artykuł – pokazujesz, że warto walczyć! Jestem mamą 4-miesięcznego dzieciątka, które przyszło na świat przez cc i w pierwszej dobie nie miałam odwagi walczyć z położnymi dokarmiającymi malucha, „żeby pani odpoczęła po operacji” (co za bzdura…), ale później byłam konsekwentna.
    W moim przypadku kryzys laktacyjny miał odwrotną formę i o tym też warto powiedzieć: od 5 do 15 tygodnia nieustanne (co kilka dni!) zastoje i zapalenia piersi od nadmiaru pokarmu – gdyby nie wsparcie położnej laktacyjnej, nie miałabym szans utrzymać laktacji, ponieważ niewyleczone zapalenia prowadzą do zaniku produkcji mleka. Z chwilą ustabilizowania hormonów nareszcie wszystko wróciło do normy. Trzeba wierzyć, że można pokonać kryzys, bo najważniejsza jest nasza głowa 🙂 🙂

    • 27.02.2018

      Oj tak to bardzo cenne co mówisz, ja przy pierwszym Dziecku też miałam niejednokrotnie zastój, a dwukrotnie nawet zapalenie i 39’C gorączki. Gratuluję Ci pokonania trudności 🙂

  • Joanna Samek
    Odpowiedz
    22.02.2018

    Zdanie „każdy jeden dzień karmienia piersią to nasze ogromne zwycięstwo” powinno wisieć na lodówce w domu każdej młodej mamy, pięknie napisane :).
    Z kryzysem u mnie było podobnie, w pierwszej kolejności walka o produkcje mleka a później około 3 miesiąca kolejny kryzys. Najbliżsi radzili „daj sztuczne”, ale ja, będąc świadoma problemu mówiłam stanowcze „nie, to minie” i minęło :). Jeśli mama wie o przeszkodach dużo łatwiej je pokona. Twój post to cenne źródło wiedzy 🙂

    • 22.02.2018

      Dziękuję Asiu :* To wszystko prawda. Myślę też, że to co jest najczęstszą przyczyną tego, że nie karmimy piersią, to brak wsparcia od bliskich czy nawet najbliższych. Zostałyśmy Mamami, mamy totalną burzę hormonów i chcemy tylko nie zawieźć naszego Dziecka, najważniejszej osoby w naszym życiu. W tym czasie, gdy nawet płacz Dziecka potrafi spowodować zachwianie naszej pewności siebie, słowa „nie masz pokarmu” czy „masz za chudy pokarm” albo „o jest ciągle głodny” bolą psychicznie i fizycznie. Czasami miałam ochotę podać tę butelkę tylko po to, aby usłyszeć w końcu choć raz słowa „dobrze robisz” 🙁 Przy pierwszym Dziecku zabrakło mi odwagi, ale przy drugim nie przyjmowałam gości dopóki nie byłam pewna siebie w nowej roli i swojego karmienia na tyle, aby usłyszeć takie słowa i sobie z nimi poradzić. Choć gdy Maks miał już 5 miesięcy, a ja usłyszałam „Wojtek, zrób mu butelkę mleka, bo on płacze z głodu”, a po prostu miał ospę i wszystko go bolało i swędziało, zabolało bardzo.