Jak dobrze zacząć dzień?

jak dobrze rozpocząć dzień

W moim życiu duży nacisk kładę na początki. Pierwsze dni życia moich dzieci, pierwsze dni związku, pierwsze dni małżeństwa – wierzę, że ich wyjątkowa celebracja to zapowiedź czegoś wielkiego. Dlatego też dużą wagę przykładam do tego jak zaczynam i… kończę każdy dzień, bo koniec jednego dnia, to początek kolejnego. Zapraszam Cię dziś do mojego świata niedoskonałych jeszcze rytuałów i początków, które przybliżają mnie do coraz większego szczęścia każdego dnia, a może staną się one dla Ciebie inspiracją – jeśli to jej właśnie potrzebujesz.

 

Bardzo ważny jest dla mnie każdy poranek – namacalnie wręcz doświadczam, że od niego zależy jakość i poczucie szczęścia, jakie odczuwam danego dnia.

 

Poranne rytuały

Z uwagi na to, że jestem Mamą dwóch małych chłopców, którzy wciąż budzą się w nocy, wędrują z łózka do łózka, potrafią obudzić się o 3-4 nad ranem i nie mogą już zasnąć, stała pora wstawania na razie u mnie nie funkcjonuje, a raczej jest odbiciem tego, co działo się z dziećmi w nocy i rano.

 

Muszę Ci powiedzieć, że całe swoje życie czułam się sową. Do dziś najłatwiej, najefektywniej, najbardziej kreatywnie pracuje mi się (wliczając w to najlepsze pomysły i ich realizację) pomiędzy 22 a 5 rano. I podobno nic w tym dziwnego – według medycyny indyjskiej – ajurwedy – od 22 do 2 kieruje nami bioenergia pitta czyli ognia – która właśnie pobudza nas do działania, dlatego spać dobrze jest się położyć zanim zacznie działać na dobre i wykorzystać ją na najbardziej regeneracyjny sen – szczególnie ten przed 24.

 

Też czujesz się sową? Mam dla Ciebie dobrą wiadomość – bioenergia ognia jest też z nami codziennie od 10 do 14 – w tych godzinach staram się więc też efektywnie i w skupieniu pracować z nadzieją, że jak zacznę przesypiać i czerpać z nocy, odczuję taki „flow” w końcu w dzień.

 

Oczywiście ten system medycyny indyjskiej to tylko inspiracja do organizacji mojego życia, ale która zaczyna mi się pięknie sprawdzać.

 

Pora wstać!

jak dobrze zacząć dzień

 

Biorąc pod uwagę przedszkole i naszą pracę, a także ajurwedę, idealnym byłoby dla mnie wstawanie o 6 rano, kompromisem jest dziś dla mnie wstawanie pomiędzy 6 a 7 – jeśli dzieciom udaje się pospać dłużej, albo bawić się od rana w naszym łóżku – lubię wykorzystać ten czas na wzajemne przytulanie.

 

Dużo ważniejsze od tego, o której wstaję jest to, co robię po przebudzeniu

 

Im bardziej przeciągam wstawanie, tym gorzej się czuję i trudniej mi wstać, a pokazała mi to kiedyś dosłownie koleżanka na służbowym wyjeździe (ściskam Cię Madziu) jak źle to na mnie wpływa. Dlatego budzik lubię ustawić sobie na drugim końcu pokoju, aby jak zadzwoni czym prędzej wstać i go wyłączyć, a być na tyle daleko od łózka, żeby od razu do niego nie wskoczyć. Taki poranek to dla mnie takie szybkie zrywanie plastra.

 

Zanim jednak na dobre wstanę i zacznę działać, lubię się orzeźwić. Kiedyś jeszcze z łóżku z zamkniętymi oczami piłam kawę, a dziś – w zależności od pory roku, pogody i tego, czy jest już jasno za oknem – lubię praktykować poranne sesje oddychania świeżym powietrzem i robię to na kilka sposobów.

 

Poranna sesja oddychania, która wymaga ode mnie najmniejszego zaangażowania to otwarcie na oścież okna, puszczenie z głośnika piosenki – ostatnio Holy – Netanel Goldberg – w której zakochałam się na warsztatach z tworzenia mapy marzeń prowadzonych przez Ksenię i Anię Boroszko – nałożenie na oczy opaski i oddanie się chwili. Praktykuję wtedy wdzięczność, wspominam, planuję, marzę, albo wręcz przeciwnie – mocno wczuwam się w siebie i praktykuję uważność…. czasami nawet spłynie mi łza po policzku, tak silnych emocji doświadczam. A ta piosenka jest taka niezwykła i potęguje wszelkie moje uczucia, czasami i te trudne i pozwala mi je lepiej dostrzec.

 

Drugi stopień trudności w moich porannych sesjach to – jeśli jest już jasno, gdyż po ciemku niechętnie – to założenie szlafroka, owinięcie się w koc lub dwa i wyjście na sesję oddychania na bujany fotel na balkon przy naszej sypialni. Towarzyszy mi znów muzyka, z głośnika lub ze słuchawek, albo wsłuchuję się w dźwięki budzącego się poranka. Uwielbiam mieć zasłonięte oczy – czuję i słyszę wtedy zdecydowanie więcej.

 

jak dobrze zacząć dzień

 

Trzecim i najbardziej wymagającym sposobem na poranną sesję oddychania jest dla mnie wyciągnięcie maty i poduszki do medytacji, aby usiąść  na nich na balkonie lub na podłodze sypialni w otwartym oknie i odsłuchać porannej medytacji prowadzonej właśnie z ćwiczeniami oddechowymi, które zakańcza oklepywanie i budzenie całego ciała. Najbardziej podoba mi się klepanie po głowie – śmieję się wtedy sama do siebie, że wyklepuję wtedy natrętne i głupkowate myśli. To nagranie otrzymałam jako część warsztatów na odosobnieniu, na którym byłam w kwietniu zeszłego roku z Dagmarą Skalską.

 

jak zaczac dzien pozytywnie

 

Następnie robię sobie śniadanie, ciepłą wodę  i  kawę – albo Wojtek mi robi – taka ze mnie szczęściara – doceniam przeogromnie! Wiem, że tej kawy mogłoby tu nie być, ale uwielbiam jej smak i na ten moment wcale nie mam zamiaru z niej rezygnować – to dla mnie absolutna przyjemność – i z tą kawą i śniadaniem wracam jeszcze na chwilę do łóżka.

 

jak dobrze rozpocząć dzień

 

Zastanawiasz się, gdzie są teraz nasze dzieci? Dodam tutaj, że odkąd praktykuję poranne oddychanie mój mąż widzi we mnie taką ogromną zmianę – w postawie do życia, do problemów, w poziomie energii życiowej, jaki odczuwam, że bez problemu pozwala mi wykraść te minuty tylko dla siebie.

 

codzienne rytuały

 

Pisałam Ci już kiedyś o tym, że przez kilka lat po przebudzeniu sięgałam po telefon i przeglądałam Instagram – siedząc niewyspana w piżamie, z  moją poranną energią na poziomie bliskim zera i szarym porankiem za oknem, nic sensownego jeszcze tego dnia nie zdziaławszy, porównywałam swoje zaplecze… do cudzej wystawy i nierzadko zamiast energii i motywacji opływał mnie bury nastrój. Jakoś nie wpadłam wtedy na to, że mogę patrzeć na te zdjęcia z sercem wypełnionym gratulacjami zamiast okropnym porównywaniem się, więc moje serce wypełniał pewnego rodzaju smutek.

 

Praktykowanie wdzięczności – dzienniczek wdzięczności

dzienniczek wdzięczności

 

Od kilku lat każdy dzień rozpoczynam od uzupełniania dzienniczka wdzięcznościcodziennie zapisuję 5 rzeczy, za które jestem wdzięczna.

 

Rytuał prowadzenia dzienniczka wdzięczności często poleca się na wieczór, jednak mi dużo łatwiej było zastąpić rozbudzający rytuał Instagrama rytuałem praktykowania wdzięczności – zastępując jeden nawyk drugim, szkodliwy tym, który mi służy, szybko zmieniłam nastawienie, z jakim zaczynam każdy dzień.

 

5 powodów do wdzięczności zapisuję codziennie w moim „Plannerze na dobry dzień” – dzięki temu moje serce od rana napełnia się radością, a komunikat radości wysyłany jest do każdej komórki mojego ciała. Naprawdę to czuję.

 

Co więcej, wyrabiam w sobie niezwykły nawyk praktykowania wdzięczności w każdym innym momencie dnia, aż takie myślenie staje się dla mnie coraz bardziej naturalne.

 

Jestem żywym dowodem na to, że bycia szczęśliwym można się nauczyć.

 

Rano lubię także zmyć z siebie sen

 

Lubię zadbać co rano także o moją cerę i przygotować ją na nadchodzący dzień, w tym także do makijażu, który później nałożę. Demakijaż, a przy tym solidne oczyszczanie twarzy wykonuję wieczorem, więc rano już nie chcę traktować swojej skóry żadnymi środkami myjącymi – nawet delikatnymi – aby nie zmywać z niej warstwy ochronnej, którą skóra przez noc wyprodukowała i którą wklepałam w nią z kremem.  Lubię jednak to uczucie świeżości na twarzy co rano. Dlatego obficie używam hydrolatu – codziennie rano wybieram hydrolat z róży Lirene, który nie tylko nawilża, ale dzięki olejkom eterycznym ma bardzo pobudzający zapach, który codziennie rano idealnie pobudza mnie do działania, relaksując zarazem. Po jego użyciu cały pokój pachnie płatkami róż.

 

hydrolat różany

 

Hydrolat różany  jest dedykowany do cery delikatnej i  skłonnej do podrażnień, czyli takiej jak moja. Kilkukrotnie i obficie w trakcie poranka spryskuję nim buzię, za każdym razem delektując się pięknym zapachem, a na koniec przecieram bawełnianym, wielorazowym wacikiem, aby zetrzeć kurz, który mógł się przez noc na niej pojawić – tak właśnie symbolicznie zmywam sen.

 

hydrolat z róży

 

To bezcenna chwila luksusu za kilkanaście złotych. Do tego w mojej pięknej piżamie w kwiaty czuję się jak królowa swojego życia. A gdy budzę się zmęczona i czuję ciężar na powiekach, wykonuję z niego okład na powieki – idealnie sprawdza się podczas sesji oddychania na leżąco do ulubionej muzyki.

 

Dlaczego hydrolaty?

 

hydrolat do twarzy

 

Hydrolat to naturalna woda kwiatowa, która powstaje podczas procesu destylacji świeżych kwiatów parą wodną, zawiera więc wartościowe substancje z roślin, z których jest wytwarzany oraz olejki eteryczne. Ich właściwości odpowiadają właściwościom kwiatów, z których pochodzą, dlatego ten różany koi cerę, pozytywnie oddziałuje na naczynka krwionośne i świetnie sprawdza się jako okład na opuchnięte powieki.  Ten z Lirene jest całkowicie naturalny, wegański, do kupienia w niemal każdej drogerii.

 

Natomiast na wieczór wybieram hydrolat z lawendy Lirene – jego delikatny zapach bardzo mnie relaksuje, przywodzi na myśl wspomnienia z naszych włoskich wakacji i marzenia o spędzenia pewnego lata we francuskiej Prowansji. Ma działanie antyoksydacyjne i antyseptyczne, przeciwzapalne i uspokajające – idealne po wieczornym demakijażu. Choć moja cera nie jest bardzo problematyczna (dla problematycznej hydrolat z lawendy to już w ogóle strzał w 10!) lubię użyć go po kąpieli, już w łóżku, jeszcze przed nałożeniem kremu.

 

Jesteś ciekawa jakie jeszcze wyciszające rytuały staram się pielęgnować co wieczór?

 

Bo jak już świetnie wiesz – dni, w które od samego rana zadbam o siebie psychicznie i duchowo przeżywam zupełnie inaczej. A przecież każdy kolejny dzień zaczyna się już kilka godzin wcześniej, gdy idę spać…

11 komentarzy
Zostaw komentarz:

  • 15.03.2020

    Świetny artykuł i super zdjęcia, aż miło się czyta. Podstawa, to dobrze zacząć dzień. Im wcześniej tym lepiej. Ja próbuje przestawić się na ranne wstawanie o godz. 5.00 i zacząć dzień od biegania. Nie zawsze się to udaje, ale dni, w których biegam o 5.00 rano całkiem inaczej się czuję. Mam więcej energii, jestem bardziej dotleniony i wybudzony.

    Kupiłem książkę”fenomen poranka” i bardzo mi pomogła w ustanowieniu celu o porannym wstawaniu.

  • 12.02.2020

    Dla mnie dobrze zacząć dzień to obudzić się wyspana 🙂 i wypić spokojnie kawę 🙂

  • Amos
    Odpowiedz
    03.02.2020

    ja odkąd pamiętam jestem rannym ptaszkiem. W domu wszystkich to zawsze mocno denerwowało ale co zrobić 😀 wychodze z założenia, że im wcześniej wstanę tym więcej czasu mam na różne obowiązki i potem także więcej wolnego popołudniami także dobra organizacja to podstawa 😉

  • 01.02.2020

    AGNIESZKO skad masz taki piekny komplet do spania wraz z opaska i gumka do włosów? Ja mam wszystko z innej 'parafii’

  • Natalia
    Odpowiedz
    31.01.2020

    Mógłby być zapis, że tekst zawiera lokowanie produktu i byłby fair, a tak jakoś dotarłam do końca tekstu i poczułam rozczarowanie, bo niektóre porady naprawdę wartościowe i tekst dobrze się czyta.

  • 29.01.2020

    kurcze ja jakoś nie mogę się przekonać do porannej pielęgnacji cery. nigdy nie mam na to czasu, a i nie chce mi się tylko po to wstawać dużo wcześniej… dlatego po 3 drzemkach budzikowych wstaję, kawa, mycie i makijaż. dopiero wtedy zaczynam funkcjonować jak zaczynam lepiej wyglądać 😀

  • Asia
    Odpowiedz
    27.01.2020

    Chyba wstyd przyznać, ale nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam! No i rano kompletnie nie umiem w rytuały, ustawiam po 5 drzemek i wstaję dopiero, jak już naprawdę muszę 😀 Dawaj te wieczorne! 😉

    • Kamila
      27.01.2020

      Aga, Twoje wpisy są bliskie memu sercu. Mysle podobnie chyba we wszystkich kwestiach. I do tego Twoja duchowość oraz przepiękna polszczyzna – tez dla mnie bliskie. Chciałam się z Tobą podzielić nazwiskiem osoby, która wpłynęła na moje życie – Iwona Majewską – Opielka. Od 15 lat nikt nie trafia do mnie bardziej. Może i Tobie się spodoba, jeśli jeszcze o niej nie słyszałaś:)