Znacie to uczucie? Macie w domu bałagan, którego akurat w ogóle nie chce Wam się ogarnąć, ale spodziewacie się gości więc sprzątacie? Albo nie macie ochoty się malować, ale macie zaplanowane spotkanie, więc po prostu się malujecie? Nie chodzi mi o to, że zmuszamy się do robienia czegoś aby lepiej wypaść, ale o to, że zwyczajnie źle byśmy się czuli witając gości stertą naczyń w aneksie kuchennym czy idąc na spotkanie w wersji sauté.
I właśnie to tę zależność mam zamiar wykorzystać!