Rzecz o odwadze, czyli 8. urodziny bloga

odwaga blog lifestylowy

Kiedyś pisałam dla Ciebie pod nazwą Spod kocyka – anonimowo. Dziś nie wstydzę się już pisania i z dumą sygnuję zdjęcia i teksty swoim nazwiskiem, a mój blog stał się ważnym elementem mojego życia. Ta droga jednak nie była prosta. Czego się bałam? Jak to się stało, że znasz dziś moje imię, nazwisko i twarz?

 

Nigdy nie obchodziłam urodzin bloga – po prostu o tym zapominałam. Dopiero w ubiegłym roku zapisałam sobie, który to dzień. 9 maja 2012 roku – to wtedy na blogu Spod kocyka pojawił się pierwszy post, a ja postawiłam malutki krok w kierunku życia, jakie prowadzę dzisiaj.

 

Chcę Ci dziś opowiedzieć historię o tym, dlaczego powstał. Opowiem, dlaczego pisałam go anonimowo i jak to się stało, że teraz wiesz, jak się nazywam i jak wyglądam. I najważniejsze: co to ujawnienie tożsamości zmieniło w moim, naszym życiu – a zmieniło sporo – i czego nas nauczyło. Pomyślałam, że będzie to dla Ciebie inspiracją i może będzie motywacją, być przestała się bać tego, co sprawia Ci radość.

 

 

Marzenie o pisaniu

Przez wiele lat byłam „po drugiej stronie”. Czytałam blogi – polskie i zagraniczne, komentowałam, zachwycałam się. Czułam, że sama też mam wiele do zaoferowania czytelnikom, że bardzo pragnę stać się częścią większej społeczności – dzielić się swoimi przemyśleniami, przyciągać osoby, które myślą posobnie, wspólnie się motywować i rozwijać. Chcę się rozwijać i dzielić się tym, ale czułam lęk.

 

 

Czego się bałam?

W 2012 roku byłam już bizneswoman. Od 5 lat prowadziłam firmę, prowadziłam portal ślubny, gdzie zatrudniałam pracowników, stałam na czele zespołu sprzedażowego, zajmowałam się strategią firmy. Od dwóch lat miałam również Wytwórnię Ślubów, byłam Wedding Plannerem i po raz pierwszy sprzedałam swój cały sezon. I grupę znajomych, których uważałam, za przyjaciół.

 

Gdy więc założyłam blog, nikomu nie powiedziałam. Bałam się. Czego?

 

Przede wszystkim reakcji moich znajomych, Coraz częściej czułam, że nasze zainteresowania się rozmijają i nikogo nie interesuje o czym mówię. Moje opowieści o składach kosmetyków nikogo nie interesowały, a nawet śmieszyły. Obawiałam się, że jak zobaczą, że ja jeszcze o tym piszę, to już w ogóle uznają, że zajmuję się głupotami, bo jaki to normalny, dorosły i poważny człowiek pisze o tym, jak składać ręczniki w łazience, by wyglądały elegancko? – o tym był mój pierwszy post.

 

Po drugie, bałam się, że stwierdzą, że jestem próżna. Bo pokazuję swoje wnętrza, kawałek swojego życia.

 

Powiem więcej: o tym, że założyłam blog, nie powiedziałam nawet mężowi. A jeśli mnie obserwujesz, to pewnie wiesz, że moja relacja z Wojtkiem jest bardzo bliska i bardzo przyjacielska – a jeśli nie wiesz, to właśnie Ci o tym powiedziałam. Sama teraz nie mogę uwierzyć w to, jak bardzo nie wierzyłam w siebie, że nie powiedziałam o tym, że piszę, nawet najbliższej mi osobie.

 

Paradoks polega na tym, że mój mąż prowadzi agencję interaktywną, więc gdybym mu powiedziała, z pewnością pomógłby mi tego bloga zrobić na najwyższym poziomie. A ja… stworzyłam bloga na darmowej platformie blogspot po to, by nawet własnemu mężowi nie powiedzieć, co robię.

 

Pierwszy akt odwagi – decyzja

Pomimo tych wszystkich obaw, jednak zdecydowałam się postawić ten pierwszy krok. Nie był to skok na głęboką wodę, ale… zanurzenie palca w basenie, do którego tak bardzo bałam się wejść. Pierwszy krok był zupełnie na własnych warunkach.

 

Nazwałam swój blog: Spod kocyka. Może jeszcze pamiętasz, gdy tak się nazywał. Tak naprawdę nazwę na AgnieszkaKudela.pl zmieniłam dopiero w 2016 roku – po 4 latach funkcjonowania bloga. Niektórzy myślą, że nazywał się właśnie tak, bo mam dwoje dzieci i na blogu zawarte jest mnóstwo treści parentingowych, a dzieci przecież lubią kocyki. Otóż nie tylko dzieci! 😉 Prawda jest taka, że bardzo lubiłam spędzać czas pod kocykiem – to nie zmieniło się do tej pory, koc mam w każdym pokoju, a nawet w biurze, lubię pod nim siadać i pisać do Ciebie (robię to nawet w tej chwili) czy pracować, albo po prostu relaksować się z kubkiem gorącej, owocowej herbaty. Teraz czuję, że ten kocyk był też taką metaforą mojego ukrycia, tajemnicy, którą skrywałam…

 

 

Drugi akt odwagi – pierwszy wtajemniczony

Stało się. Powiedziałam Wojtkowi. Pokazałam mu mojego bloga Spod kocyka. Wiesz, co wtedy powiedział? „Super! I bardzo dobrze, że piszesz go anonimowo”. Podzielił moje obawy dotyczące reakcji znajomych – miał te same obiekcje.

 

Nie zauważyliśmy wtedy, że powstała jakaś niezdrowa sytuacja – utrzymujemy kontakt z ludźmi (a – nawet – uważamy ich za przyjaciół), którym nie mówimy o tym, co nam w duszy gra, o tym, co nas uszczęśliwia, gdyż tak bardzo obawiamy się ich reakcji. Obawy te powstały na podstawie naszych rozmów o otaczającym świecie, poprzednich doświadczeń i przemyśleń.

 

Do dziś pamiętam, jak w tajemnicy przed znajomymi pisałam ten blog, a przed publikacją każdego posta Wojtek pomagał mi ocenić, czy nie pokazuję zbyt dużo…

 

 

Trzeci akt odwagi – pierwsze publiczne pojawienie się

Minął rok pisania Spod kocyka. Odezwała się do mnie Marysia Kunicka – prowadząca wówczas bloga art attack {be inspired}. Napisała, że bardzo podoba jej się mój blog i chciałaby zaprosić mnie na spotkanie trójmiejskich blogerów. Zbierałam szczękę z podłogi. Wow, ktoś mnie znalazł, zauważył, docenił, zaprosił na spotkanie!

 

Na spotkanie oczywiście poszłam, w wielkich emocjach. Nikt mnie nie znał, nie kojarzył, bo przecież prowadziłam bloga anonimowo. Pamiętam, jak bardzo się stresowałam – była tam cała śmietanka trójmiejskich blogerów, które czytałam lub obserwowałam. Radość ogromna – znaleźć się w takim miejscu, z takimi ludźmi… Nawet nie przeszkadzało  mi to, że nie mogę się tym pochwalić nikomu ze znajomych, mój lęk był większy.

 

W podziękowaniu dla miejsca, w którym zorganizowane zostało spotkanie, każdy z uczestników składał podpis na plakacie. Podpis oczywiście chętnie złożyłam –  nie pamiętam już, czy tylko nazwą bloga, czy też dopisałam nazwisko. Schody zaczęły się później: każdy miał zapozować do zdjęcia. Gdy się o tym dowiedziałam, zaczęło mi się robić gorąco. Zdjęcia oczywiście miały zostać wrzucone na Facebooka, a my oznaczenia. W mojej głowie była tylko jedna myśl – wszyscy się dowiedzą, załamie się mój świat!

 

Podeszłam wtedy do Marysi, zwierzyłam jej się, że piszę anonimowo i nikt o tym nie wie, poprosiłam, by tak zostało, by mnie nie oznaczała z nazwiska. Zauważ – mniej ufałam swoim znajomym niż osobie, której nie znałam. Dziwne, ale nadal nie zaświeciła mi się czerwona lampka – nie zauważyłam, że te relacje z moimi przyjaciółmi nie wyglądają tak, jak powinny – nie są oparte na zaufaniu.

 

Marysia, zgodnie z moim życzeniem, nie oznaczyła mnie imiennie, podpisała tylko moje zdjęcie jako „Spod kocyka”. Pamiętam, jak bardzo obawiałam się reakcji otoczenia. I wiesz co się stało? Odezwało się jednak do mnie kilkoro znajomych z liceum, którzy mnie na tych zdjęciach rozpoznali – i to wszystko były bardzo miłe wiadomości!

 

 

Wydało się!

Założyłam Instagram Spod kocyka, a w międzyczasie nasi znajomi zaprosili nas na urodziny jednego z nich. Spotykaliśmy się wtedy całymi rodzinami, my mieliśmy już małego synka – Mikołaj miał wtedy jakieś 2 miesiące. Pojechaliśmy na kolację i pamiętam, że panowała bardzo sztywna atmosfera – kompletnie nie mogliśmy się tam odnaleźć, zastanawialiśmy się, skąd ta nagła zmiana… Nagle nasi znajomi powiedzieli, że chcieli z nami o czymś porozmawiać…

 

Padło pytanie, jak mogliśmy im nie powiedzieć, że mamy bloga? Jedna z koleżanek znalazła Spod kocyka na Instagramie, zadzwoniła do kolejnej, ta do następnej i jeszcze jednej, przekazały swoim partnerom i mężom i uznali, że wszyscy się na nas obrażą. Mieli do nas pretensje, że to przed nimi ukryliśmy i uznali, że powinniśmy przestać się przyjaźnić.

 

To był jeden z najgorszych dni mojego życia. Gdy wróciliśmy do domu, nie mogłam wręcz oddychać, płakałam, nie wiedziałam, co będzie dalej. Poszliśmy na to spotkanie, by świętować wraz z przyjaciółmi urodziny jednego z nich, a wyszliśmy… już bez znajomych.

 

Okazało się, że nie tylko bez znajomych. Prowadziliśmy z nimi także część  biznesu – do rozłamu nastąpiło również w tym biznesie, co wydawało mi się wtedy końcem świata… a w praktyce sprawiło, że wymyśliliśmy z mężem jeszcze bardziej kreatywne pomysły na niego w jego nowej wersji.

 

 

Szczęście przyszło z czasem

Gdy o tym myślę dziś – uśmiecham się – a tej koleżance, która odkryła naszą tajemnicę i podzieliła się nią z innymi, mam czasami ochotę wysłać bukiet kwiatów. A nawet więcej – zasługuje na pierścionek z brylantem! Tak bardzo się cieszę, że te relacje się rozpadły… Dlaczego?

 

Bo stało się to, czego najbardziej się obawiałam – że się wyda, że mnie wyśmieją, że stracę przyjaciół. Tak – straciłam przyjaciół. Ale wiesz, co zyskałam?

 

Zaczęłam życiowo rozkwitać. Zaczęłam robić to, co mi w duszy gra. Powiem więcej: okazało się, że im bardziej jesteśmy autentyczni, tym więcej osób przyciągamy, ale też odpychamy od siebie – w tym też nie ma nic złego. Jest to genialne, bo dzięki temu, że przestałam się bać i zaczęłam robić to, co kocham już na luzie, bez obaw, że się wyda, zaczęłam poznawać osoby, które nadają na tych samych falach, czują i myślą tak jak ja. A nawet jeśli nie myślą – mamy w sobie tyle szacunku do siebie nawzajem, troski i sympatii, że mamy bardzo dobre relacje.

 

 

Wnioski na przyszłość i rada dla Ciebie

Teraz piszę autorskiego bloga, w zgodzie z samą sobą. Piszę o tym, co chcę, pokazuję tylko to, co jest zgodne z moimi ideałami, moim podejściem do życia. Jestem szczęśliwa, mam wspaniałą grupę odbiorców,  mamy fajne relacje i supergrupę wsparcia na Facebooku. Wokół bloga wytworzyła się społeczność, czytelnicy wchodzą w interakcje ze sobą i pomagają sobie.

 

To, że wtedy brakowało mi odwagi, sprawiło, że droga do mojego szczęścia związanego z tworzeniem bloga i poparciem społeczności, była bardzo długa i wyboista.

 

Dlatego mam dla Ciebie radę. Jeśli się boisz skoczyć na głęboką wodę, bo martwisz się, że to zepsuje jakieś Twoje relacje – przestań się bać, po prostu to zrób. Być może szybciej pozbędziesz się ze swojego życia osób, które Ci nie służą, które Cię blokują i hamują.

 

Jeśli popatrzysz na to, jak bardzo mój biznes rozkwitł, odkąd to wszystko się wydało, zobaczysz, że była to trampolina do sukcesu, który odniosłam. Wreszcie przestałam się oglądać na innych nie tylko w temacie bloga, ale i prowadzenia biznesu i zarabiania pieniędzy.

 

Oczywiście – nadal pojawiały i pojawiają się jakieś lęki – to praca nad sobą na wiele lat.

 

A dodam też, że para, z którą przyjaźniliśmy się najdłużej… wróciła do naszego życia i dziś śmiejemy się z tego wszystkiego i cieszymy ze zmian na lepsze w życiu nas wszystkich.

 

Odwaga nie musi być skokiem na głęboką wodę – choć może nim być. Może być zanurzeniem palca w basenie – tak jak było to w moim przypadku. Ale najważniejsze, to znaleźć w sobie odwagę. Zamknąć oczy i działać – po prostu. Zobaczysz, że wszystko, co stracisz po drodze, zrobi miejsce na nowe, które będzie bardziej do Ciebie dopasowane. My jako ludzie też się zmieniamy. Dzięki temu działamy autentycznie, odpychamy rzeczy, które nam nie pasują i przyciągamy te, które są z nami spójne.

 

Teraz też jesteśmy w takiej sytuacji: rozstajemy się życiowo z pewną osobą – tak, jest mi z tego powodu przykro, zwłaszcza, że inaczej to sobie wyobrażałam, sądziłam, że nadal będziemy mogli pozostać w dobrych relacjach – niestety druga strona widzi to inaczej. Dziś, zamiast płakać z tego powodu, mówię sobie: „Aguś, ten czas, który przeznaczałaś na tę relację i serce, które w nią wkładałaś, możesz przeznaczyć na zbliżenie  się w relacjach z osobami, które już masz w swoim życiu, a tego czasu ci brakuje”. Albo: „Aguś, zobacz, zrobi ci się w życiu miejsce na to, że jak pojawi się inna, wartościowa relacja, będziesz mogła o nią  zadbać”.

 

Dziś ten mały smutek jest w moim sercu, ale z nadzieją patrzę w przyszłość.

 

Każde „nie” oznacza „tak” dla czegoś innego.

 

Każdą pustkę, która powstaje po zamknięciu relacji z jedną osobą, staram się wypełnić dbaniem o relację z innymi osobami. Zbliża się Dzień Matki. Z tej okazji postanowiliśmy z Wojtkiem spędzić wyjątkowy czas z naszymi Mamami, które są dla nas bardzo ważne i poświęcić na to dużo więcej czasu niż zwykle.

 

Tak, zgadza się – takie odpychania są bolesne. Ale jeśli zaczniesz patrzeć na nie jak na szansę, na zrobienie miejsca na coś nowego, nowe sytuacje i relacje, lub dbanie o te, które już są, ale są nieco zaniedbane, może będzie to dla Ciebie kojące i oczyszczające.

 

 

Dziś, podsumowując te 8 lat, chcę tylko Ci napisać jedno: DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚ.

 

 

A Ty? Od kiedy ze mną jesteś? Pamiętasz, jaki był Twój pierwszy przeczytany post? A może tym własnie postem zainspirowałam Cię do skoku na głęboką wodę?

16 komentarzy
Zostaw komentarz:

  • Edyta
    Odpowiedz
    14.10.2020

    To pierwszy post jaki przeczytałam. Ja osobiście działam impulsywnie i skoczyłam od razu bez rozbierania na głęboką wodę. Nawet napisałam to w pierwszym poście ale teraz czuję, że mnie zalewa fala chociaż nie jest duża. Potrzebuję koło ratunkowe.

  • Joanna
    Odpowiedz
    10.08.2020

    o jaaa, własnie czytam o dylematach, które mnie dotyczą. W teorii jestem bardzo dobra. Wiem, że mam być odważna , że początki są trudne, że mam się nie przejmować innymi, nie bać się zę wyśmieją, jak się motywować. A dalej boje się, że mam niewystarczającą wiedzę, aby pisać o danym temacie itd.
    Do brego ;), po tym poście chyba zacznę, napiszę mój pierwszy post 😉

  • 05.06.2020

    Jak zawsze świetny artykuł. Życzę powodzenia dalej 🙂

  • Ania
    Odpowiedz
    23.05.2020

    Oh Agnieszko… popłakałam się czytając o rekacji znajomych. Nie rozumiem tego kompletnie, choć rozumiem, ze mogli mieć żal, to takie obrażanie się to… dziecinada i okrucieństwo. Totalny barak empatii. Dobrze, ze nie są już częścią waszego życia. Moc gorących uścisków. Robisz dobrze to co robisz i fajnie, ze nadal jesteś z nami. A spod kocyka pamietam od pierwszych postów.

  • 21.05.2020

    Gratulacje stażu, 8 lat to szmat czasu! Niesamowite jaką drogę przez te lata przeszłaś, ale blog teraz robi ogromne wrażenie. Dopiero po tym poście trafiłem na Twoją stronę po raz pierwszy i bardzo dobrze, bo nie brakuje tutaj ciekawych wpisów. Powodzenia i samych sukcesów przez kolejne lata! 🙂

  • 21.05.2020

    Wow, aż ciężko uwierzyć, że dorośli ludzie zareagowali na coś takiego tak niedojrzale. To chyba jednak nie byli prawdziwi przyjaciele… Jednak nadal się zastanawiam, co wywołało taką dziwną i niewspółmierną reakcję. Zazdrość? Poczucie, że przyjaciół się w jakiś sposób „posiada” i nie mają oni prawa do własnych spraw, sekretów? Normalnym zachowaniem byłoby powiedzenie: „Przykro nam, że uznałaś, że nie możesz się z nami podzielić tak ważną kwestią w twoim życiu, na przyszłość wiedz, że zawsze masz w nas wsparcie”.

    • 21.05.2020

      Aluś – dokładnie tak samo myślę – wystarczyło powiedzieć, że jest im przykro, że nie podzieliłam się tym, miałabym pole do powiedzenia, ze jest mi przykro, że od dawna jak mówię to nie słuchają…
      Myślę, że też ta opcja, że przyjaciele muszą Ci mówić o wszystkim, nie mogą mieć tajemnic, swoich lęków, obaw… jest bardzo możliwa. A ja potrzebuje jako człowiek posiadania swojej odrębnej przestrzeni w życiu.
      Myślę, że od dawna wszyscy czuli, że idziemy w inne strony i zabrakło w tym akceptacji, że każdy z nas się rozwija i zmienia. Najważniejsze, że wyszło to nam wszystkim na dobre 🙂

  • Martyna
    Odpowiedz
    20.05.2020

    Brawo za odwagę! Historia z utratą przyjaciół bardzo smutna, ale to również cenna lekcja życia.
    Życzę dalszych sukcesów na blogu, w pracy i w życiu rodzinnym! Pozdrawiam

  • Monika
    Odpowiedz
    19.05.2020

    Witaj AgnieszkoNa Twojego bloga wpadłam przypadkiem chyba w 2016 roku szukałam jakichś informacji o laktacji i wyświetlił mi się Twój post i tak już zostałam do dziś. Rzeczywiscie pamiętam jak szukałam pod nazwą Spod kocyka i mnie kierowało od razu na Twojego nowego bloga. Bardzo mi pasują Twoje posty, bije z nich ciepło i autentyczność. Podziwiam Cię za Twoją odwagę i pewność siebie. Myślę, że życie ciągle nas będzie zaskakiwać i przynosić nowe dobre duszę, które nas będą rozwijać i pchać do przodu, przy których czujemy się jak we własnej skórze. Takie znajomości jeszcze przed Tobą Agnieszko i mam nadzieję, że i przed każdym z nas.
    Pozdrawiam gorąco i trzymam za Ciebie kciuki za kolejne lata blogowania!

  • Karina / Fenylova
    Odpowiedz
    18.05.2020

    Mój pierwszy kontakt z Twoją osobą był na YouTube. Wpadłam na filmik z torbą do szpitala dla mamy i noworodka. Zaimponowałaś mi swoim zorganizowaniem i planowaniem i wydałaś się bardzo sympatyczną i ciepłą osobą. Najśmieszniejsze jest to, że nie mam jeszcze dzieci i nie jestem jeszcze nawet w ciąży, ale Twój film tak mnie zaciekawił, że zajrzałam głębiej i znalazłam Twojego bloga i stronę na Facebooku.
    Niedawno sama założyłam bloga (www.fenylova.pl) ale dopiero raczkuję. Pewnie jeszcze trochę czasu minie zanim się rozwinę.

    Gratuluję Ci, życzę jeszcze wiecej sukcesów!
    Pozdrawiam cieplutko

    • 21.05.2020

      Ale numer! Śmieszna historia z tą torbą! Mnie zastanawiały komentarze od nastolatek, że uwielbiają oglądać o tej torbie 🙂
      Cieszę się, że zostałaś na dłużej, a na Twoim blogu czeka już komentarz ode mnie :*

  • Asia
    Odpowiedz
    18.05.2020

    Hej Agnieszko, nie komentuję zwykle postów, ale w tym wypadku musisz wiedzieć jak mną potrząsnęłaś! Tak pozytywnie. Mam takie same obawy, też się boję. Ośmieszenia, krytyki, fali rozpoznania, że to ja, bo ktoś kiedyś mnie znał mimo, że jestem już zupełnie inną osobą. Mojemu mężowi się zwierzam. Stara się mnie wspierać, ale wciąż jakiś wewnętrzny sabotujący głos ściąga mnie w dół. Pracuję nad tym, wiesz… Wierzę, że się wyzwolę i rozwinę skrzydła. Tak jak Ty. Dziękuję, że jesteś i się sobą dzielisz. To wspaniałe!

    • Andzelika
      19.05.2020

      Kiedy szukałam kursu na Konsultanta Ślubnego przejrzałam kilka stron internetowych i ostatecznie zatrzymałam się na Akadami Wytwórni Ślubów. Dlaczego? Gdyż Ty jako jedyna zwróciłaś moja uwagę nie tylko profesjonalnie przygotowaną ofertą ale również serdecznością oraz ciepłym i miłym słowem. To wszystko wydawało mi się tak perfekcyjne ze wręcz nierealne. Pomyślałam : Agnieszka wypracowała niezły marketing reklamowy ale pytanie czy taka jest w rzeczywistości ?
      TAK Ty Agnieszko jesteś taka na prawdę .Jesteś zawsze szczera i bardzo otwarta. Kochana i taka do przytulenia. Przekonałam się o tym na kursie i potem także. Fajnie ze masz odwagę być zawsze sobą bo jest to niezwykle trudne!
      Wiem coś o tym
      Ale dzieki Tobie staram się nie poddawać i myśleć pozytywnie pomimo przeciwności losu ☺️

      Pozdrawiam

    • 21.05.2020

      Od dwóch dni Andżeliko nie wiem co Ci tu odpisać – a rzadko mi się to zdarza… urzekłaś mnie tym co napisałaś, rozpłynęłam się jak masełko na słoneczku, ale w sumie to prawda – jak słońce rozświetliłaś mój świat, to wspaniałe, że się tym ze mną podzieliłaś i dałaś mi tyle z siebie. Przyjmuję i pielęgnuję <3
      Ściskam i do zobaczenia i przytulenia :*

    • Bartosz
      22.05.2020

      Znamy się dobrze i aż nie mogę uwierzyć, że miałaś aź takie obawy. Czy prawdziwy przyjaciel nie powinien nas wspierać. w realizacji naszych marzeń i planów, nawet gdyby ich nie rozumiał? Każdy ma swój świat dla jednego są to kosmetyki i ręczniki dla innego zbieranie znaczków, czytanie książek, zwiedzanie zabytków, wędkarstwo czy bieganie z wykrywaczem metali. I chyba tak powinno być bo gdyby wszyscy byli tacy sami to na świecie by)o by bardzo nudno. Pozdrawiam