Macierzyństwo jest przereklamowane

macierzynstwo jest przereklamowane

Zaspałam dzisiaj do pracy. Wszystko przez te zęby. Dziecko budziło się dzisiaj jakieś 5 razy. Się budziło, mnie budziło. Oczywiście, gdy ja wstałam półprzytomna o 6:15, zamiast punkt 6, to Dziecko spało do 7:30. Rzecz jasna w środku tygodnia, gdy idziemy do pracy, często zdarza mu się spać tak długo, w weekend jak zostajemy w domu to nigdy… wstaje o 5!

 

I jeszcze ten widok w lustrze, cienie pod oczami sprawiają, że bardziej przypominam misia pandę niż kobietę. Czuję się jak kupa. Wstałam 15 minut za późno więc nici z pełnego makijażu, wszystko muszę robić w pośpiechu, na jednej nodze biegając pomiędzy łazienką a kuchnią, potykając się o męża. Ten dzień nie może się udać.

 

Wyszliśmy z 10 minutowym opóźnieniem. Już czuję przez skórę, że będą korki na drodze. Oczywiście są. Kto tu wymyślił to przejście dla pieszych? Korkuje zawsze całą ulicę. Już od kilku kadencji obiecują nam 2 pasmową drogę, a ja nawet nie widzę możliwości, którędy by ona miała biec.

 

Wpadam do biura, spóźniona. Drżę na myśl o otworzeniu kalendarza pełna obaw, że zadania wysypią mi się z niego na biurko i zaleją podłogę. Nie mam nawet czasu na zrobienie sobie kawy.

 

Ok, pracuję. Staram się zrobić milion spraw na raz, zasypana obowiązkami, gdy moje roczne Dziecko bawi się z Nianią w domu. Z Nianią, a nie ze mną.

 

Co chwilę patrzę na zegarek, w głowie odhaczam zadania, których nie zdążę już wykonać, byle do przerwy. Jest. Telefon do męża, zawsze mi lepiej jak sobie ponarzekam. Na to że jestem niewyspana, przeciążona, mam za dużo obowiązków i zero energii. Ze dłużej to ja tak  chyba nie dam rady.

 

Wybija 12:30 – koniec pracy. Lecę do auta i pędzę na miasto – muszę jeszcze coś załatwić. Oczywiście nie ma gdzie zaparkować. Staję 800m dalej i marnuję 20 minut na chodzenie bez celu w obie strony. I jeszcze muszę za to płacić. Nie mam drobnych więc wrzucam do parkometru 50 zł, a tu zamiast reszty wyskakuje bilecik: resztę w wysokości 45 złotych proszę odebrać w biurze obsługi parkingu na ulicy Białostockiej. A gdzie u licha jest ta Białostocka? Cudownie, kilka kilometrów stąd! Takie rzeczy możliwe są tylko w Polsce! Co mnie podkusiło, aby wsadzić tam ostatnie 50 zł? A gdybym nie miała karty do bankomatu i to na prawdę byłoby moje ostatnie 50 zł w tym miesiącu? Powinni tego zabronić! To chyba tylko u nas zdarza się taki absurd, aby winę za brak możliwości wydania reszty bez pytania przenosić na usługobiorcę! I kto i teraz zwróci mi za czas i paliwo, które poświęcę na odebranie reszty?

 

No i pięknie. Nie mam teraz gotówki, aby odebrać zegarek z naprawy. Latam więc jak głupia po mieście i szukam bankomatu. Mam dość!

 

Wsiadam do samochodu i jadę do domu, cały czas w głowie układam sobie myśli jak nawtykam im w tym biurze parkowania. Albo lepiej, oficjalne pismo wyślę, i skargę do Urzędu Miasta.

 

Wracam do domu, oczywiście znów w korku. Wszyscy wpychają się sobie przed maskę, taka trasa w godzinach szczytu to niezłe wyzwanie dla naszych nerwów.

 

Wpadam do domu, zmieniam Nianię i… nie mam siły bawić się z Dzieckiem. Marzę tylko o ciepłej kawie i o kocu. Włączam Dziecku bajki. Jeszcze jedna czy dwie nikomu nie zaszkodziły. Prawda? Ja w tym czasie relaksuję się na Instagramie po czym zaczynam szykować obiad. Godziny 16:30 wyczekuję jak zbawienia, wtedy złapię chwile wytchnienia. Aby czas mi szybciej upłynął idę na spacer.

 

Wybiła 16:30, a męża dalej nie ma. Dzwonię do niego – mam nadzieję, że to tylko mały korek dzieli nas od siebie. Ufff, zaraz będzie. W drzwiach przekazuję mu Dziecko i proszę o godzinę dla siebie. Jestem zła, wypompowana i zmęczona. Jak nie odpocznę to padnę!

 

17:30 wypatruję w Dziecku oznak spania, nic z tego, czeka nas jeszcze minimum godzina turlania się po podłodze, gdy moje myśli krążą tylko wokół niewykonanych dzisiaj zadań. Dobrze, że chociaż bawimy się na zmianę. Wybiła godzina kąpania, kładzenia spać…

 

No to kolejny dzień prawie za mną. Ale niestety, zamiast odpocząć muszę jeszcze popracować. Takie uroki łączenia funkcji matki z funkcją kobiety pracującej. W pracy masz wyrzuty sumienia, że nie jesteś w domu, a w domu, że nie pracujesz.

 

Ale hola hola… to nie jest mój dzień!

 

Mój dzień jest przecież taki!

 

Prawie zaspałam dzisiaj do pracy. Biedne Dziecko, ząbki mu idą, tak go musi boleć. Dobrze, że płakał dziś w nocy tylko kilka razy, przecież czasami w ogóle nie może spać. Widać, że jest zmęczony, bo śpi dziś tak długo. Dobrze, zregeneruje się i wstanie w lepszym humorze. Patrzę na siebie w lustrze – nie jest tak źle, jak na to ile spałam, dobrze, że mam nowy korektor pod oczy, dzięki któremu nie będę wyglądać jak miś panda. Dziś wstałam o 15 minut za późno, więc zrezygnuję z nakładania cieni i zostanę tylko przy kredce, w końcu kobieta zmienną jest. Lubię się w różnych odsłonach, to będzie dobry dzień!

 

Wstaliśmy 15 minut za późno, ale wyszliśmy tylko z 10 minutowym opóźnieniem, nie jest źle! Jak dobrze pójdzie na drodze, w pracy będziemy na czas. Korki? Oj tak, ale za tym przejściem dla pieszych jedzie się już płynnie, już niedaleko.

 

Do biura wchodzę spóźniona zaledwie 5 minut, czyli niemal zupełnie udało mi się nadrobić zaspanie. Otwieram kalendarz i układam zadania wg priorytetów. Zaparzam sobie ulubionej kawy bo wiem, że dobra organizacja i 2 minuty odpoczynku przełożą się na lepszą efektywność. Praca przy ulubionym napoju, z dobrze ułożonym planem dnia będzie owocniejsza niż gdybym chaotycznie wykonywała wszystkie zadania po kolei. Już widzę, że dzień jest za krótki aby zrealizować wszystko co miałam w planach, ale przecież lubię pracować w domowym zaciszu wieczorami, przekładam więc kilka zadań na później.

 

Cieszę się, że znalazłam tak fantastyczną Nianię! Uwielbiam ją i cieszę się, że tak świetnie udaje mi się połączyć karierę z macierzyństwem. Jestem jej bardzo wdzięczna, że tak cudownie opiekuje się naszym Dzieckiem, przez co ja mogę się skupić się codziennie przez kilka godzin na pracy bez wyrzutów sumienia. 6 godzin szybko zleci, a mnie i Dziecko czeka cudowne popołudnie! Finanse? Dodatkowe koszty opieki nad Dzieckiem kiedyś się skończą, a ja już mam tysiąc pomysłów na co wykorzystam zaoszczędzone w ten sposób pieniądze.

 

Nawet nie wiem kiedy zaczęła się przerwa, szybki lunch, telefon do męża i kilka ciepłych szeptów. Jestem dziś bardzo śpiąca, więc decyduję się na energetyczną mieszankę herbat.

 

Wybija 12:30 – koniec pracy. Ale już? Pakuję się do samochodu i jadę na miasto, muszę jeszcze coś załatwić. Nie mam gdzie zaparkować więc jadę pod Urząd Miasta, gdzie zawsze są miejsca, fundując sobie tym samym 20 minut spaceru. To takie 20 minut tylko dla mnie, gdy mogę iść przez miasto, moja opaska zlicza kroki, a ja mogę pobyć sam na sam ze swoimi myślami, popatrzeć na ludzi, na witryny małych sklepików. Mam szczęście, że mieszkam w 3mieście.

 

Przy parkomacie okazało się, że zamiast reszty z 50 zł otrzymałam kupon na gotówkę do odbioru w bliżej nieokreślonym miejscu na tajemniczej ulicy Białostockiej. Trzeba przyznać, że to idiotyczne rozwiązanie, natomiast dobrze, że mam kartę do bankomatu i zaraz wypłacę sobie gotówkę dzięki czemu po drodze odbiorę zegarek z naprawy. A do Biura Obsługi wyślę maila z prośbą o zwrot należności na konto bankowe.

 

Wsiadam do samochodu i jadę do domu, ruch się zagęszcza, więc zapowiada się dłuższa niż zawsze podróż, więc już leci moja ulubiona muzyka, a może posłucham motywacyjnego audiobooka?

 

Przyjeżdżam do domu, zmieniam Nianię, zaparzam sobie ciepłą kawę do kubka termicznego i zabieram Dziecko na spacer. Nic tak nie dodaje energii jak jej tracenie! Po spacerze rozkładam Dziecku tunel do zabawy i zaczynam przygotowywać obiad. Nawet nie zauważam kiedy nadszedł czas powrotu męża z pracy. Wspólnie jemy obiad, wtedy ja biorę 30 minut „wolnego” i sprawdzam, czy na mailach nie dzieje się nic pilnego i skąd mam tyle serduszek na Instagramie. Chwilę później szalejemy wspólnie na dywanie w salonie. Śmiech Dziecka to najpiękniejszy dźwięk na świecie.

 

Wybiła godzina kąpania, kładzenia spać. Jaka szkoda, że nasze Dziecko zawsze rozbudza się przy wieczornym czytaniu, dajemy mu więc tylko mleczko do picia, pieluszkę do przytulenia i chwilę później zasypia.

 

Ogarniamy dom i już nie możemy doczekać się tego co słychać w naszych biznesach. Wspólna praca to nasz wieczorny rytuał. Nic nie motywuje nas do dalszego starania się tak bardzo, jak małe sukcesy, które dostrzegamy każdego dnia.

 

Po pracy czekają na nas jeszcze pogaduchy, ciepła herbata. Planujemy kolejny dzień, na pewno będzie równie owocny!

 

To co właśnie przeczytałaś / przeczytałeś, to ten sam zwykły dzień z życia tej samej osoby. Przydarzyły jej się dokładnie te same sytuacje, a tylko jej nastawienie sprawiło, że był bardzo udany lub zwyczajnie fatalny. Pamiętaj, to tylko od Ciebie zależy jaki będzie każdy Twój dzień! Twój dialog wewnętrzny ma niesamowitą moc, potrafi zmienić Twoje życie, nie zmieniając niczego, zmienić wszystko.

 

A jaki był Twój wczorajszy dzień?

 

Jeśli post Ci się podobał, będzie mi ogromnie miło, jeśli go polubisz: [fb_button]

 

Bądź ze mną na bieżąco! Codzienna dawka pozytywnych emocji gwarantowana – dołącz do mnie na Instagramie i Facebooku.

 

20 komentarzy
Zostaw komentarz:

  • KaroDeco
    Odpowiedz
    20.11.2017

    Aga, bardzo fajny tekst 🙂 Często sobie powtarzam, że grunt to pozytywne nastawienie, oby to tak zawsze działało 😀

    • 20.11.2017

      Dziękuję Karolku, wszystko zaczyna się w naszych głowach 🙂

  • 09.01.2016

    100% prawdy 🙂

  • Ania
    Odpowiedz
    08.12.2015

    O rany, dało mi to do myślenia! ile zdarzeń tak naprawdę jest złych tylko dlatego, że tak o nich myślimy. wspaniała lektura na wieczór, już wiem które spojrzenie na świat bedzie mi jutro bliskie. Nauczenie się tego to też praca, łatwiej jest zawsze patrzeć na wszystko krytycznie, przewidywać najgorsze a dodatkowo marnować czas. Świetny tekst!

    • 20.11.2017

      Dziękuję! To prawda, takie myślenie to nauka i praca, nieustanna, gdyż łatwo wchodzi się na stare, wydeptane ścieżki, ale warta każdego wysiłku. Nasze życie jest tego warte.

  • 08.12.2015

    Świetny post! U mnie dzisiaj jak w pierwszej części (niestety nie przez zęby, a katar), ale postaram się do wieczora zmienić nastawienie.

  • Magdalena “Sorridence” Winches
    Odpowiedz
    07.12.2015

    Faktycznie, fantastyczny post!!! Zazdroszczę nastawienia (w pozytywnym sensie oczywiście) i sama dążę do takowego. Powoli, małymi kroczkami, uda mi się 🙂

  • 28.11.2015

    Po przeczytaniu pierwszego akapitu pomyślałam – Agnieszko, to ty? 😀
    Staram się nie narzekać i brać z życia, to co najlepsze. Pięknie, to wszytko opisałaś.

  • Agnieszka Michalska
    Odpowiedz
    25.11.2015

    Rewelacyjny tekst! Bardzo motywujący i zniechęcający do narzekania 🙂

  • 24.11.2015

    To chyba Twój najlepszy tekst na blogu! Serio!

  • 20.11.2015

    Fajnie napisany wpis 🙂 Zgadzam się z Tobą, że to, czy nasz dzień będzie całkiem udany, mimo przeciwności, czy całkowicie do dupy, zależy w ogromnym stopniu od naszego nastawienia. Pozytywne myślenie górą 🙂

  • 18.11.2015

    Motywujące spojrzenie 🙂

  • Mała Mi
    Odpowiedz
    18.11.2015

    Czytając pierwszy tekst myślałam: „Wreszcie jest tu coś realistycznego. Bez lukru, masy serduszek i tęczy”. Tylko bajki i calkowity brak chęci na zabawę z dzieckiem mnie zaniepokoiły. Potem zaczęłam czytać drugi tekst i już wiedziałam… gruba warstwa lukru dalej trzyma się mocno.

    • 18.11.2015

      Możesz nazywać moje pozytywne myślenie lukrem, a ja wiem, że to jak się czuję zależy w głównej mierze ode mnie i od wewnętrznego monologu, jaki sama ze sobą prowadzę. Kiedyś byłby taki jak w pierwszym scenariuszu, ale od ponad roku ostro pracuję nad tym, aby był taki jak w drugim i coraz częściej mi się to udaje.

    • Mała Mi
      18.11.2015

      Nigdy wszystko nie jest czarne albo białe (ewentualnie tęczowe). Czasem dobrze jest trochę ponarzekać. To normalne i zdrowe. Nie mam oczywiście na myśli malkontenctwa, ale wyrzucenie z siebie tego, że czujemy się czasami zmęczone, niewyspane, znudzone czy zdenerwowane.

    • 20.11.2015

      Absolutnie się z Tobą zgadzam! Chyba każdy z nas musi czasami ponarzekać i ja również to robię. Ale nie uważam, że praktykowanie pozytywnego myślenia, dzięki któremu na prawdę czujemy się lepiej to gruba warstwa lukru. Bo jak myślę pozytywnie to na prawdę tak się czuję i miłe uczucia wypełniają mnie, a nie te niemiłe.
      I tak jak patrzę rano w lustrze na zmęczoną twarz i przebarwienia potrądzikowe to zamiast skupiać się na tym, jak jest źle – kieruję swoje myśli na pozytywne tory, mówię sobie w głowie: „Helloł dziewczyno” nie marudź, jakie masz szczęście w życiu, że masz Dziecko i że stać Cię na korektor pod oczy! To będzie dobry dzień!
      Nie zawsze taka byłam, ale od kiedy praktykuję wdzięczność zmienia się całe moje życie, a najlepsze jest to, że przyciągam do siebie pozytywnych ludzi. Magia pozytywnego myślenia działa dużo dalej niż w mojej głowie.

    • Justyna
      24.11.2015

      Zycie stawia nam wieleprzeciwnosci…tez mysle ze pozytywne myslenie jest dobre choc czasem i ponarzekam. Gdy wydaje mi sie ze sobie nie poradzeze za duzo….kawa…usmiech corki…i wiem ze dam rade…bo klucz to dobra oorganizacja;-)

  • sept
    Odpowiedz
    18.11.2015

    marzy mi sie taki dzien;/:*